Sunday, March 14, 2010

w końcu udało się

nad morze! O zachodzie słońca w dodatku.

Ale porządek. Choć wcale nie chce się zachować, bo myśli cisną się w łeb. Dziś był dobry dzień, w końcu taki dobry dzień. Przez ostatnich parę dni nic nie widziałem. Egzotyka nowego miejsca pobytu, czar prysł. I dobrze. Ale przestałem też czuć w rzeczywistości jej smak, przestała mnie zadziwiać, pociągać, wręcz czasem mierziła i żadnych obrazów nie widziałem. Ale w końcu poruszenie, przełamanie.

A przyjechał Stan w czwartek, przyleciał rano z Dublina, zastał w Rzymie pogodę jak w Dublinie niestety. Ale teraz lepiej. Wczoraj park, nieuzytki, krzaczory, krzaczory kolczaste, ruina antyczna, krzaczory, ruina, no i w końcu - via Appia Antica. Murek antyczny więc i kanapki, serek, pesto, pomidor z widokiem na zachód słońca gdzieś tam. Zimno. Ale pięknie. Za to dziś pełna regeneracja. Choć antyczna kontynuacja. Tym razem nie droga, ale port, Ostia Antica. Na szczęście spoźniliśmy się na wycieczkę erasmusowo-zorganizowaną i siedzieliśmy w ruinach sami. Prawdziwe miasto starożytne, miejscami nawet zachowane całe fasady domów na 2-3 piętra. A wieczorem

morze! spokojnie falowało, jeszcze ze snu zimowego nie obudzone. Spełnione marzenie o morzu,jednej z granic Rzymu, i naszego ludzkiego świata.

1 comment:

  1. Pisz częściej, potem zbierz to w kupę, dodaj epizody pijacko-erotyczne i wysyłaj do jakiegoś Ha!Artu czy innego lewacko-offowego wydawnictwa. Sukces murowany.

    ReplyDelete